
To od nich słyszymy o estetycznym koszmarze, jakim są dzieci z ubogich rodzin, które pierwszy raz pojechały nad Bałtyk, aby zatruwać życie turystom klasy premium, czy o „darmozjadach”, którzy kupują teraz litry wódki „za moje podatki”. Sporą grupę stanowią też zwolennicy żelaznej dyscypliny budżetowej, którzy wieszczą załamanie finansów publicznych, spowodowane lekkomyślnym transferem socjalnym. Oczywiście, tym samym zakonnikom neoliberalizmu nie przeszkadzają miliardy oddawane prywatnemu kapitałowi w ramach Specjalnych Stref Ekonomicznych. Okazuje się, że deficyt jest groźny jedynie wtedy, gdy publiczny szmal mają dostać najgorzej sytuowani. I chyba właśnie na tym osadza się ta krytyka: na nienawiści do biednych, odrazie estetycznej i…